Z Popoyo nie ma transportu, aby wydostac sie na glowna trase. Nie ma tu wiele ulic, dlatego drogi sa raczej terenowe. Poprosilam wlasciciela hostelu, aby zawiozl mnie do skrzyzowania, gdzie bede mogla zlapac autobus do miejscowosci Nandaime, a stamtad przesiasc sie na bezporedni autobus do Granady. Tutaj wszyscy mieszkancy, aby wydostac sie do jakiegos miasta, zazwyczaj udaja sie autostopem. To jednak bardziej taki rodzaj taksowki, anizeli autostop, bo kierowcy chetnie pobieraja jakas oplate i wcale niedrobna, wiedzac, ze nie ma innego transportu. Tak tez oplaca sie miec tutaj swoje wlasne auto.
Wlasciciel hostelu powiedzial mi, ze mam autobus o 11, a na przystanku czekalo tylko pare osob, ktore udawaly sie w innym kierunku i powiedzialy mi, ze nie ma zadnego autobusu, ktory jechalby w strone Nandaime i musze jechac z powrotem do Rivas,a stamtad zlapac autobus do Granady. Ja sie nie poddawalam i nadal oczekiwalam na ulicy, bo nie mialam juz sil na kolejna tak dluga podroz do Rivas, tym bardziej ze nie bylo to wcale po drodze. No i mialam nadzieje, ze wlasciciel hostelu sobie tych informacji nie wymyslil. Kiedy juz inni odjechali w rozne strony, zostalam calkiem sama na przystanku pod drzewkiem i moja nadzieja sie stracila. Wkrotce nadeszla dziewczynka i powiedziala mi, ze ten senior to oszusta, bo nie ma stad transportu do Nandaime. Tu juz zupelnie sie zalamalam, gdy w pewnym momencie ukazal sie w oddali jakis autobus, a dziewczynka z wielkim okrzykiem mowila: "Niemozliwe, tam jest autobus do Nandaime." Byly chwile zwatpienia, ale udalo mi sie wydostac. Podroz byla dosyc ciekawa. Jak zwykle ciasno i duszno, ale ciekawie zaczelo sie robic, gdy pojawila sie pasazerka, ciagnaca ze soba na smyczy swinie ogromnych rozmiarow. W tych krajach jest bardzo popularne zabieranie ze soba prawie calego domostwa. Kazdy ma ze soba ogromne bagaze, zapasy zakupow itp. Na szczescie swinka nie zostala wpuszczona do srodka autobusu, u mojej wielkiej uciesze i zostala w jakis sposob umocowana na dachu autobusu, gdzie znajdowaly sie wszystkie bagaze. Kierowca przysiagl mi, ze nasze bagaze sa oddzielone i nic sie nie stanie. Ubawa dla wszystkich pasazerow byl natomiast moment sciagania swinki z dachu, ktora prawie swoimi kopytkami rozwalila dach autobusu;-)
Potem w autobusie pojawil sie pastor, czytajacy urywki z Biblii i udzielajacy kazania. Po drodze jeszcze paru sprzedawcow napoi i jedzenie. To rowniez bardzo zwyczajne zjawisko. Jesli ktos wiec nie zdazyl zaopatrzyc sie w jakies jedzenie, nie musi sie obawiac, bo zawsze po drodze na kazdym przystanku znajda sie sprzedawcy.
Po prau godzinkach udalo sie dojechac do dworca w Granadzie, a stamtad juz szybciutko mozna sie wydostac do glownego placu piechotka. Oczywiscie na kazdym kroku napotyka sie gromade taksowkarzy, ktorzy przestrzegaja, iz do placu jest dosyc daleko i z bagazami ciezko bedzie dojsc na pieszo. Ja jednak bardziej zaufalam swojej mapie miasta, ktora wczesniej uzyskalam w poprzedniej miejscowosci i tak szybkim sposobem doszlam do placu i glownej ulicy, na ktorej mieszcza sie same restauracje i hostele i znalazlam nocleg dla siebie.
Samo miasto jest bardzo ladne, nalezy do najwiekszych miast w Nikaragui. Jest jednak bardzo zadbane i przyjazne. Nie czulam sie tu zagubiona, jak w typowych duzych miastach. Wszystko tu raczej nastawione jest na turystyke. Jest tu ogromny plac z piekna katedra, na ktorym znajduja sie dorozki konne, oferujace turystom przejazdzke podczas zwiedzania miasta. Granada polozona jest nad jeziorem, po ktorym mozna przeplynac lodka i obejrzec male wysepki. A w miescie na ulicach pelno wystepow uliczkow, grajki oferujace swoje uslugi za drobna oplata w restauracjach.
Jedyne co mnie rozczarowalo, to fakt, ze rzad dba o miasto, ale tylko w tej najbardziej turystycznej czesci historycznej, ktora jest czysta i zadbana, a jak sie przeszlam w bardziej oddalone uliczki, ujrzalam biede i rozwalajace sie domy. Poza tym przeszkadzal mi fakt, ze na glownej ulicy, na ktorej toczy sie zycie, poznymi nocami blakaja sie dzieci, proszac o monete. To chyba takie typowe zjawisko w calym kraju, ze to raczej dzieci zarabiaja na rodzine. Tylko, ze sposob zarobku jest bardzo smutny;-(
Mimo wszystko, miasto mnie zauroczylo. Ma bardzo cieply klimat i chetnie zostalam tutaj trzy dni.