Z wyspy planowalam udac sie bezpòsrednio do Granady, jednakze w trakcie podrozy promem, poraz kolejny zmienilam plan i zdecydowalam sie wybrac jeszcze na slynna w calej Nikaragui plaze Popoyo. Przybywaja tu ponoc surfisci z calego swiata.
Szukalam informacji w internecie o tym, jak tam dojechac i gdzie przenocowac i ciezko bylo sie czegokolwiek dowiedziec. Na stronkach polskich juz w ogole nie bylo ani wzmianki o tej plazy, ale Polacy raczej nie slyna z surfingu.
Na blogu jednego Argentynczyka wyczytalam, ze jest bardzo ciezko dostac sie na plaze, poniewaz nie ma transportu i nalezy dojsc pieszo poprzez droge terenowa ok.2 km. Ponadto pisal, ze nic na tej plazy nie ma oprocz fal. Jesli ktos sam nie surfuje, z pewnoscia sie tam zanudzi. Informacje te jednak byly z 2006 roku, stwierdzilam, ze pewnie cos juz uleglo zmianie, tym bardziej, ze w wielu magazynach o surfingu sa wzmianki o tej plazy, jakoby rzeczywiscie byla bardzo znana na caly kraj.
Z wyspy Ometepe musialam wybrac sie ponownie promem do San Jorge, stamtad do Rivas i tu mialam polaczenie do Salinas. Po drodze mialam wysiasc na skrzyzowaniu, z ktorego mialo byc polaczenie na plaze Guasacate. Podroz choc w rzeczywistosci miala przebiegac przez jakies 100 km, trwala ponad trzy godziny, tylko do skrzyzowania. Potem popytalam miejscowych o transport na plaze Popoyo, ale kazdy podawal mi jakies inne informacje i kierowal mnie w inna strone. To juz typowe zjawisko w Nikaragui, ze sami mieszkancy nie bardzo sie orientuja, gdzie co sie znajduje. W ten sposob stracilam autobus do Guasacate, bo mowiono mi, ze to nie w tym kierunku. Ostatecznie po paru godzinach oczekiwania na kolejny autobus w inna strone i przejazdzce autostopem rowniez w inne miejsce, na ktorym nie bylo ani jednego hotelu, okazalo sie, ze Popoyo to dzielnica, ktora rozciaga sie poprzez wszystkie te plaze i wszyscy turysci udaja sie do Guasacate, do ktorego mialam polaczenie trzy godziny wczesniej. Dojechalam na stopa z innym turysta, ktory rowniez poszukiwal Popoyo. Tak stracilam prawie caly dzien na ulicy, ale po dotarciu do hostelu, rzucilam bagaz i weszlam jeszcze do wody, ktora byla w tym przypadku zbawiennym orzezwieniem.
Tutaj poznalam wielu surfistow i okzalo sie, ze na ta prawdziwa plaze Popoyo, ktora jest tak slynna, nalezy przejsc tylko przez rzeke na koncu Guasacate i juz jest sie w posiadaniu przeogromnych fal. Nie nacieszylam sie tu zbyt wiele, poniewaz fale naprawde byly ogromne tuz przy samym brzegu i dosc niebezpiecznie bylo wejsc troszeczke wglab, aby nurt nie wciagnal mnie jeszcze dalej. Poza tym nie bylo nikogo, kto oprocz mnie zazywalby kapieli. Spedzilam tu zaledwie jedna noc i juz mialam ochote wydostac sie do miasta. Dla surfistow jednak moze to byc ciekawe miejsce. Znajduje sie tu pare restauracji i barow, wiec z pewnoscia nie bedzie dla nich nudno. Ci,ktorzy jednak nie sa surfistami profesjonalnymi, z pewnoscia sie tu zanudza.