Monteverde to jak dotad najpiekniejsza miejscowosc jaka widzialam podczas calej swoje podrozy. I wkoncu z dala od plazy,a w gorach. Klimat panuje tu juz duzo chlodniejszy. W ciagu dnia dosc przyjemnie, bo nie jest za zimno, ale w nocy nalezy juz sie dosc cieplo ubrac, aby nie zmarznac.
Monteverde slynie z lasow tropikalnych. Pelno tu zieleni, widoki sa oszalamiajace i zapieraja dech w piersiach. Cudowne...Zdjecia jednak tego nie odzwierciedlaja.
W hostelu zaproponowano mi mase wycieczek, wedrowki po lesie oraz najbardziej tu populany canopy, czyli czyli szereg zjazdów w uprzęży po stalowych linach rozpiętych w tropikalnym lesie oraz tzw. “skok Tarzana”, czyli skok na zwisającej z góry linie z platformy w głąb dżungli – uczucie podobne do bungee jumping. Jest to opcja,z ktorej ponoc korzystaja wszyscy turysci, jednak ceny w gracincah 50 usd wzwyz. Nie zdecydowalam sie na ta opcje. Wybralam czesc bardziej ekologiczna, czyli spacer po lesie. I oczywiscie bez przewodnika. Zabralam sie miejskim autobusem pod samo wejscie do parku, tam zakupilam bilet wstepu za 18 usd i wyruszylam na spacer. Miejsce cudowne, swieze powietrze, z kazdej strony otaczajaca zielen i mgla. Pieknie...Troche porzypominalo mi to dzungle z Ekwadoru, z tymze tutaj jest to bardziej skomercjonalizowane i sciezki przygotowane sa pod turystow i wszedzie sa oznakowania, choc i bez nich raczej nie daloby sie tu zabladzic. Tutaj rowniez nie udalo mi sie zobaczyc jakichs zwierzatek poza 3 malpami. Do tego wszedzie mozna bylo uslyszec ptaszki, ale ciezko bylo choc jeden z nich ujrzec.
Samo centrum Monteverde jest bardzo malutkie, ale jest tu pare fajnych knajpek i jeden super bar z disco , w ktorym spotykaja sie wszyscy mieszkancy i turysci.
W Monteverde zostalam zaledwie 2 dni. Chetnie zostalabym tu troche dluzej, ale Kostaryka nie jest jednak na moj budzet i musze uciekac do Nikaragui.