Geoblog.pl    latinapolaca    Podróże    Ameryka Centralna i Południowa - 6 miesięcy    Nacional Parque Tayrona
Zwiń mapę
2012
17
sty

Nacional Parque Tayrona

 
Kolumbia
Kolumbia, Parque Tayrona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11191 km
 
Godzina 7 – pobudka. Jak ja nienawidzę budzika!!! Zmotywowałam się jednak szybko, wiedząc że przede mną wspaniała wycieczka do Narodowego Parku Tayrona, słynącego z nadmorskich rajskich plaż. Zostawiłam plecak w przechowalni hostelu i o 8.30 spotkałam się z grupką turystów w zaplanowanym miejscu i stamtąd małym busikiem wyruszyliśmy w drogę.

Po godzinie byliśmy już w Zaino, gdzie nasz przewodnik zakupił wejściówki do parku. Tu informacja dla wybierających się w tym kierunku. Jeśli macie kartę studencką, zawsze miejcie ją ze sobą. Dostaniecie zniżkę 75% na bilet. Należy przy tym wylegitymować się dodatkowo paszportem. Mieszkańcy Kolumbii też płacą marne pieniądze za wejściówkę ,a z turystów zawsze ściągają więcej, uzasadniając że to podatki.



Tu mieliśmy czas na ostatnie zakupy przy przydrożnym sklepie. Na terenie parku wszystko kosztuje trzy razy więcej, warto więc było zaopatrzyć się w jakieś napoje i przekąski.



Później przejechaliśmy jeszcze około 2 km naszym busem i stąd zaczęliśmy wędrówkę przez selwę, czyli las tropikalny. W biurze mówiono mi, abym zabrała ze sobą buty sportowe, bo droga może być ciężka. Okazało się, że wcale nie było jakichś większych przeszkód na drodze. Można więc spokojnie przejść całą trasę w japonkach. Trasa ta przypominała mi trochę dżunglę z Ekwadoru, a uściślając raczej krajobrazy były podobne, ale sama droga jest zbyt przystosowana pod turystów i nawet są dróżki z belek drewnianych, co zabiera cały urok tej przechadzki. Może właśnie dlatego nie miałam problemu w japonkach. No i o dziwo pierwszy raz nie dokuczały mi komary, więc nawet nie potrzebowałam użyć repelentu.



Kiedy przedarliśmy się przez las, ukazała się pierwsza plaża. Cudowne widoki, raj na ziemi. W ten upalny dzień najchętniej od razu wskoczyłabym do wody, jednak plaża ta nie jest przystosowana do kąpieli. Wszystkie znaki ostrzegają przed wejściem do wody. Ponoć wiele osób tu już zginęło poprzez lekkomyślność.



Szliśmy więc dalej, cała trasa prowadziła brzegiem morza. Cudownie krystaliczna woda, palmy i biały piasek. Nie mogłam doczekać się, kiedy dotrzemy do celu, choć napawałam się widokiem każdego skrawka tej ziemi.



Po około dwugodzinnym spacerku, dotarliśmy do celu – Cabo San Juan, czyli najdalej wysunięty skrawek w tym parku. Widoki zachwycają, jednak myślę, że miejsce to straciło już swój pierwotny urok poprzez masę turystów, jaką można tu napotkać. Bardziej przypomina to nadmorski kurort, aniżeli Park Narodowy. Na miejscu kemping z wieloma namiotami i hamaki. Mimo to bardzo mi się to miejsce spodobało i ucieszyłam się, ze zdecydowałam się tu przenocować. Przekonałam się również, że nie warto wybierać się na takie wycieczki zorganizowane. Można porozmawiać z paroma miejscowymi osobami i dowiedzieć się, jak najlepiej dojechać do celu. W ten sposób nie jest się uzależnionym od czasu i można przy tym zaoszczędzić sporo gotówki. Przejazdy autobusami są dosyć tanie, a przewodnik do niczego nie jest potrzebny, bo i tak nie był nami zbytnio zainteresowany. Zresztą w tym parku nie ma co opowiadać, bo jest to raczej miejsce do napawania się jego krajobrazami.



Najwspanialszym momentem tego dnia była upragniona kąpiel w czystych krystalicznie wodach Morza Karaibskiego.

Po około godzinie pożegnałam się z zapoznanymi kolegami z podróży i poszłam się zameldować do recepcji. Miałam już zarezerwowany hamak w takim szałasie na wysuniętym cypelku na morzu. Zdjęcie znajdziecie w galerii.

Podczas meldunku, poznałam dwie dziewczyny z Polski, które właśnie w tym samym czasie przybyły. Cały późniejszy dzień i wieczór spędziłyśmy na plaży przy opowieściach z naszych podróży.



Sama noc była niezapomnianym przeżyciem. Nigdy jeszcze nie przespałam całej nocy na hamaku na wolnym powietrzu, do tego w takiej wspaniałej scenerii. Noc była zimna, jednak byłam dobrze przygotowana. Ciepło ubrana i ukryta w śpiworze, przespałam spokojnie całą noc, dopóki nie obudziły mnie dziewczyny o 9 rano. Byłam im wdzięczna za tę pobudkę Znając moje możliwości, mogłabym tak przespać cały dzień.



Spędziłam tu bardzo miło czas, upajając się słońcem i kąpielami na pobliskich plażach. Popołudniu zostałam odebrana przez tego samego przewodnika i na wieczór wróciliśmy do Santa Marty.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 93 wpisy93 21 komentarzy21 129 zdjęć129 0 plików multimedialnych0