Nad ranem wydostalam sie z Flores do Santa Elena na terminal autobusow. Jest to zaledwie krociutki kawalek drogi i taxi kosztuje niecalego dolara. Z Flores wyjezdza sporo autobusow bezposrednich do Rio Dulce (slodka rzeka) i podroz trwa okolo 5 godzin. Juz wczesniej dowiedzialam sie, ze sama miejscowosc Rio Dulce niczym nie zachwyca i raczej wszyscy udaja sie lodka do miejscowosci Livingston, lezacej na Karaibach. Tak tez i ja zrobilam. Podroz trwala okolo dwoch godzin. Widoki niesamowite. Przeplywa sie od jeziora Izabal, ktore jest najwiekszym jeziorem Gwatemali poprzez rzeke Dulce, az dociera sie ostatecznie do portu Livingston. Rzeka jest bardzo szeroka, po obu stronach brzegu od czasu do czasu pojawiaja sie drewniane domki, sa tez hostele,tzw.finca. Tu ludzie zyja bardzo spokojnie, czesto nie maja nawet sasiadow. Zycie bardzo rozni sie od tego w miescie czy nawet w malej wiosce. Czasem sa male sklepiki na palach, w ktorych sa sprzedawane tylko najbardziej potrzebne, proste produkty. Kazda zyjaca tu rodzina posiada wlasne lodki, ktore sluza im jako jedyny srodek transportu. Pomyslam, ze moglabym zostac tu z jedna noc i napawac sie cisza, jednakze bardzo interesowalo mnie Livingston, w ktorym panuja karaibskie klimaty. Pozniej dowiedzialam sie, ze mieszka tu od wielu lat jedna Polka Asia, ktora jest wlascicielka Hostelito Perdido (www.hostelitoperdido.com), znajdujacego sie wlasnie na tej rzece. Mialam nawet ochote do niej pojechac, jednakze w tym samym czasie przebywala nad jeziorem Atitlan, gdzie w wiosce San Marco posiada drugi hotel.
Gdy dotarlam do portu w Livingston, udalam sie pieszo do polecanego mi wczesniej hotelu La Casa Rosada. Tutaj musze napisac troche wiecej slow na temat tego miejscac, poniewaz zacwycilo mnie bardziej anizeli samo miasteczko i jest godne polecenia. Ceny nie sa najnizsze i wiekszosc turystow udaje sie do pobliskiego hostelu La Iguana, jednkaze ja tu pozostalam i bylo to najlepsze, co moglam zrobic i w zaden sposob nieporownywalne z tak popularnym tu hostelem Iguana, gdzie pelno jest turystow amerykanskich, preferujacych imprezy, anizeli cisze. Ponadto dogadalam sie i uzyskalam bardzo dobra cene, co przy oferowanych mi tu warunkach bylo luksusem. Hotel znajduje sie bezposrednio nad wybrzezem, posiada molo, na koncu ktorego pod szalasem sa cztery hamaki. Relaksowalam sie tu kazdego dnia i korzystalam z kapieli. Najbardziej urzekl mnie moj pokoj, a raczej czesc gorna hotelu, w ktorym nie ma okien, znajduja sie tu tylko trzy lozka pod moskitiera, ktora wygladala tu jak baldachim. Widok urzekajacy, swieze powiew bryzy. Marzenie spac w takim miejscu. Wydawalo mi sie, ze bedzie mi zbyt zimno w nocy, ale tu panuje taki upal w ciagu dnia, ze noca bylo to przyjemnym orzezwieniem. Do tego znajduje sie tu wielka sala i ogromna lazienka. Najlepsze w tym wszystkim bylo, ze przez kilka dni, pozostalam tu calkowicie sama, bo wiekszosc spotkanych tu przeze mnie osob podrozowala parami i zdecydowala sie na nocleg w bungalowach. Hotel sam w sobie jest bardzo relaksujacy, caly dzien wpuszczona jest muzyka wellness, do tego te zachwycajace uspakajajace widoki. Polecam wszystkim, ktorzy wybieraja sie w to miejsce, bo jest warte kazdej ceny. Ponadto administrator hotelu Ismael to bardzo przyjazny cieply czlowiek, ktory sam wiele podrozowal i spedzilismy wiele godzin przy ciekawych rozmowach. Pomogl mi tez zorientowac sie w dalszej podrozy. Bardzo cieply, mily czlowiek, ktory jest bardzo pomocny nie tylko dla osob pozostajacych w hotelu. Odwiedzili mnie tu znajomi, ktorych poznalam wczesniej w podrozy i rowniez im podal cenne informacje i wykonal pare telefonow, aby ulatwic im podroz po dogodniejszej cenie. Wielki plus dla tego niesamowitego czlowieka!
Samo Livingston nie zachwycilo mnie az tak bardzo. Pozostalam tu pare dni, tylko ze wzgledu na hotel, z ktorego czasem nawet nie mialam ochoty wychodzic. Livingston bardzo rozni sie od innych miast w Gwatemali. Tu panuja juz klimaty karaibskie, jednakze mieszkancy bardzo roznia sie od poznanych przeze mnie wczesniej osob, mieszkajacych na Karaibach, jak kubanczycy czy Dominikanczycy. Mieszkancami sa grifunas, ktorzy sa mieszanka Afrykanczykow, hindusow i Latynosow. Ich zycie tu wyglada bardzo prosto. Czesto nie pracuja, niczym sie nie przejmuja, zyja z dnia na dzien. Wiele osob prosi o pieniadze na ulicy, co nie bardzo mi sie podoba. Wiekszosc jednak osob posiada rodziny w Stanach Zjednoczonych, ktore wysylaja im pieniadze. Tym tez sposobem, nie zawracaja sobie glowy praca. Klimat jest tu bardzo goroacy. W ciagu dnia nawet nie ma powiewu bryzy i ciezko wytrzymac na uliczkach. Z tego tez wzgledu wiekszosc czasu spedzilam na hamaku w hotelu z ciekawa ksiazka.
Z Livingston oferowane sa wycieczki lodka na Playa Blanca, czyli biala plaza. Koszt to jakies 15 dolarow. Ja wolalam zostac w hotelu, gdzie rowniez moglam korzystac z kapieli. Ponadto pare osob wspomnialo mi, ze plaza ta wcale nie jest taka biala i niczym szczegolnym nie zachwyca. No i za pare dni wracam do Panamy na plaze, w ktorej juz wczesniej bylam, wiec wole tu zaoszczedzic pare groszy . Bardzo bylam zainteresowana jednodniowa wyciaczka na Cayos do Belize, jednakze nie bylo chetnych osob, bo koszt tej wycieczki to okolo 70 dolarow, a prywatnie 500 dolcow, na co sobie nie moge pozowlic. Stad juz bliziutko na Belize, jednakze ceny tam sa bardzo wysokie, a z tego co mi wspomnieli inni turysci, plaze tez nie sa az tak ciekawe. Jedynie cayos oferuja wspanialy snorkeling. No coz, moze innym razem, przy okazji, jak wybiore sie do Meksyku.
Tym razem jednak wracam do Gwatemali, skad mam dalszy lot do Kostryki, a potem podroz autobusem do Panamy, skad znalazlam o wiele tansze polaczenie lotnicze do Peru, anizeli stad z Gwatemali.
Podsumowujac Livingston – dla mnie bylo najciekawszym miejscem tu byl sam hotel I podroz lodka z Rio Dulce do portu. Jesli ktos sie tu wybiera, polecam pozostac chociaz z jedna noc w ktorejs z finek przy rzece.