Wkońcu udało mi się pożegnać z chłopakami z jachtu i udać się do stolicy Panamy, czyli Panama City. Zaczekowałam się w pierwszym hostelu, który jest tu najbardziej popularny wśród turystów - Castle Luna. Nie lubię takich przeludnionych miejsc, wolę jakieś spokojne hostele, gdzie mam trochę wytchnienia i chwili dla siebie. Nie miałam jednak sił niczego szukać i biegać z bagażem, więc zdecydowałam się tu pozostać. Bylam w dormitorium na sześć osób. Pokój byl dość ciemny i nieprzyjemny. Dziewczyny na recepcji obsługują cztery osoby w tym samym czasie i tak od niechcenia. Nie widać żadnej motywacji, są bardzo nieprzyjemne. W hostelu bardzo gwarno, głośna muzyka, impreza. Normalnie moje klimaty, jednak tego pierwszego wieczoru potrzebowalam spokoju dla siebie. Ciężko jest przenieść się ze spokojnego jachtu na zgiełk dużego miasta.
Spotkałam się z pewnym Polakiem, biznesmenem, którego polecił mi kapitan jachtu. Nie miał jednak zbyt wiele czasu, więc zabrał mnie tylko na kolację i umówilismy sie na kolejny dzien, aby mi pokazał miasto.
Po pobudce wybralam sie na zwiedzanie Starego Miasta. Prawie wszystkie zabytkowe budynki byly wlasnie w renowacji, wiec niewiele mozna bylo zobaczyc. Po spacerku, skontaktowalam sie z Tadeuszem, ktory przyjechal po mnie autem i zabral mnie w inne miejsce do bardziej turystycznej dzielnicy, tzw. Zona Viva. Zorganizowal mi porzadny hotel, gdzie juz mialam wiecej prywatnosci.
Nowe Miasto w Panamie to juz inny swiat. Swiat, ktory mi sie nie podoba i nie nalezy do miejsc, jakich poszukuje. Zupelnie inne klimaty, nielatynoskie. W stolicy mnostwo jest ogromnych budynkow, biurowcow. W szybach wieżowców odbijają się szyldy drogich, markowych sklepów. Wszystko jest tu zadbane, na ulicach nie ma śmieci, co niestety jest bardzo powszechne w krajach latynoamerykańskich. Wysokie telebimy, świecące reklamy. Znajduje sie tu najwieksza ilosc bankow z calej Ameryki. Panama City przypomina Manhattan. Nie podobalo mi sie to miejsce. Miasto ogromnych kontrastow - jest tu rowniez bardzo biedna i niebezpieczna strefa, ktora zupelnie rozni sie od nowego zmodernizowanego miasta. Tu sa calkiem inne widoki - zapuszczone, rozwalajace sie domy, podpici mieszkancy na ulicy, tak bardzo rozniacy sie od biznesmenow z Nowego Miasta.
Kolejnego dnia pojechalismy z Tadeuszem odwiedzic chlopakow z jachtu w Portobelo i wybralismy sie w piekne, zupelnie niezaludnione miejsce nad oceanem. Okazalo sie, ze to ziemia, jaka zakupil Tadeusz, na ktorej planuje stworzyc nowoczesna marine dla przyplywajacych tu jachtow. Na wjezdzie do tego miejsca znajduje sie ogromny znak z polska flaga, na ktorym zostalo napisane "Kawalek polskiej ziemi w Panamie". To Tadek zorganizowal tu Wigilie dla Polonii w Panamie i postawil znak, majacy ulatwic dojazd do posesji. Piekne miejsce - nie spodziwalam sie, ze cos takiego znajdziemy w okolicy Portobelo, ktore symbolizuje sie bieda.
W stolicy nie mialam ochoty pozostawac dluzej, a do calkowitego zapoznania sie z miastem, brakowalo mi jedynie dostac sie na Kanal Panamski. Tu zabral mnie Tadeusz ostatniego dnia, gdzie moglam zobaczyc, w jaki sposob przedostaje sie statek przez kanal, ktory zostal tu zbudowany, aby ulatwic dostep z Oceanu Atlantyckiego na Pacyfik. Posiada on ogromne znaczenie w gospodarce miasta. Jest jedną z najważniejszych dróg wodnych świata, łączącą wody Oceanu Atlantyckiego i Spokojnego. Początkowo kanał kontrolowali Amerykanie, dzierżawiąc od Panamy teren, na którym się znajdował, dopoki Panamczycy nie dostrzegli ogromnych korzyści w tym przedsięwzięciu. Dzis kanal nalezy wylacznie do Panamy i przynosi państwu pół miliarda dolarów zysku rocznie.
W Panamie zapoznalam sie z mapa kraju, nie wyszukalam jednak zadnych konkretnych informacji, dokad sie udac. Wiedzialam tylko, ze chce udac sie na plaze. Wyruszylam wiec w dalsza podroz.