Aby nie przesiedzieć całego dnia nia jachcie, udaliśmy się z Mirkiem do pobliskiej miejscowości Colon. Jest to miasto oddalone około dwie godziny od portu. W rzeczywistości możnaby tam dojechać w czasie o wiele krószym, jednak autobusy miejskie jeżdżą bardzo powoli. Mieliśmy wrażenie, że kierowca jedzie cały czas na pierwszym biegu;-) Jak się jednak później okazało, przejażdżka autobusem była największa atrakcją tej wycieczki.
Autobusy tutaj są bardzo kolorowe, głośne i przeładowane. Wydaje mi się, że kierowcy prześcigają się w tym, który ma piękniejszy wóz i upiększa we wszystkie istniejące kolory. Do tego podczas całej podróży muzyka załączona jest na cały regulator i każdy sobie podśpiewuje. Na szczęście muzyka jest latynoska, czyli moje ulubione rytmy, więc absolutnie mi nie przeszkadzało. Miałam też na szczęście miejsce siedzące, więc nie mogłam na nic narzekać. Autobus zatrzymuje się po drodze i zbiera ludzi z ulicy, także nieszczęśliwcy pościskani są pośrodku jak sardynki w puszce, ale nie zdaje się, aby podróż była dla nich uciążliwa...to pewnie kwestia przyzwyczajenia.
Samo miasto Colon jest uznawane za bardzo niebezpieczne i nie poleca się go turystom. Ja wiedziałam, że mam obstawę, więc nie bałam się niczego. Oczywiście należy zawsze uważać na torebki, pieniądze, aparaty itp. jednak nie czułam tam żadnego zagrożenia. Zdarzyło nam się jednak,iż dwa razy zatrzymał się przed nami jakiś samochód i kierowca ostrzegł, abyśmy nie szli dalej w danym kierunku, bo jest to niebezpieczne. Dziękowaliśmy za pomoc i szliśmy w inną stronę. Jak podjechaliśmy kawałek taksówką, zatrzymała nas policja na motorze. Dwóch facetów uzbrojonych w karabin. Okazało się, że to normalna kontrola, ponieważ w Colon (może też i w innych miejscowościach Panamy) mężczyźni wypożyczają sobie taksówkę i jeżdżą bez licencji, aby troszkę poprawić sobie budżet. Okazało się, że nasz również tej licencji nie posiadał. Nie był jednak niebezpieczny. Oni nie robią nikomu krzywdy, to ich sposob na pracę. Policjanci wypytali tylko, skąd jedziemy i dokąd chcemy się udać. Nie wiem, co było dalej, bo akurat zatrzymali nas pod restauracją, do której chcieliśmy dotrzeć, więc pożegnaliśmy się i dopiero kelnerka udzieliła nam informacji o tym, co się stało.
Colon jest dużym miastem, jednak bardzo brudnym i zaniedbanym. Na ulicach widać ogromną biedę. Domy to ruiny. Nie wyobrażam sobie, abym mogła zostać tam chociaż jedną noc. Zresztą na ulicy nie spotkaliśmy ani jednego białego człowieka i nie ma te hosteli. Byliśmy więc jedynymi turystami. Znaleźliśmy tylko jedną ładną uliczkę, prowadzącą do mariny. Oprócz tego jest tam centrum strefy bezcłowej. Gdy tam weszliśmy, było to przeciwieństwo miasta. Ogromne centra handlowe, amerykańskie sklepy markowe, luksus i do tego bardzo przystępne ceny. Nie robiliśmy jednak żadnych zakupów i zdecydowaliśmy się powrócić na nasz jacht z dala od zgiełku tego miasta.