Ostatnie pożegnanie z rodzicami...nie lubię pożegnań, są takie smutne, nie można zapanować nad łzami, a przecież nie mam powodu do płaczu, bo właśnie nastał ten wielki i od tak dawna oczekiwany przeze mnie dzień. Dzień, w którym rozpoczynam realizację swojego wielkiego marzenia. Nie bójcie się o mnie i cieszcie się razem ze mną. Mam nadzieję, że nie zawiodę ani siebie ani was i od czasu do czasu zamieszczę tu jakieś informacje o swoich poczynaniach.
Po swoich ostatnich przygodach, jakie mnie napotkały podczas powrotu z Kuby, a raczej niemożnością powrotu do Polski w terminie z powodu niepodstawnej anulacji mojego biletu powrotnego poprzez linię lotniczą i po kolejnych rozczarowaniach komunikacją w Polsce, stwierdziłam, że chyba podróże nie są moim powołaniem. To moja ogromna pasja, ale wiem już, że nic mnie nie może zaskoczyć.
I tak siedzę już od 2,5 godziny na lotnisku w Piotrowicach oczekując na mój lot do stolicy. Z godziny 17.30 lot został przesunięty na 18.50.
To tak tylko na dobry początek. Nie przemuję się jednak, bo dziś nigdzie mi się nie spieszy. Mam zabukowany nocleg w Warszawie, a kolejny lot dopiero jutro rano z Warszawy do Kolumbii z przesiadką w Paryżu i Bogocie.
No i mam czas, aby dokonać pierwszych wpisów. Oby kolejnych również nie zabrakło;-)